Przychodzą takie dni w życiu, że człowieka łapie nostalgia. Z reguły jest to naturalne uczucie, jednakże co zrobić gdy emocje te są zupełnie nieuzasadnione?
Cała moja rodzina pochodzi z kresów. Nieodzownie powinna być to integralna część współczesnego życia, pamięci winniśmy więcej niżli puste słowo. Istotnie rozczarowałem się rzeczywistością, kiedy jeszcze jako malec próbowałem dociekać fundamentalnych kwestii familijnych: kto skąd? jak? dlaczego? Zawsze słyszałem: Wilno i Wileńszczyzna, wysiedlenia – najmniejszej kropli wiedzy więcej nie uświadczyłem. Zbito moją ciekawość z traktu, aby dopiero za ponad dekadę mogła ponownie powstać w zupełnie odmiennej szacie, kiedy natrafiłem na pracę Czarnowskiego związaną ze Lwowem.
Dzięki niej ujrzałem niewypowiedziany przyczynek mojej melancholii.
Mimo że mija tak wiele lat, z niektórymi faktami żyć po prostu trzeba. Tylko dlaczego by negować stare-nowe blizny ? Spoglądając chociażby z perspektywy naukowej, doświadczenia przodków mają wpływ na przyszłe pokolenia, bodaj przez DNA.
Wskazywałoby to na rodzaj traumy narodowej – jungowski archetyp męczeństwa przekazywany od rozbiorów, poprzez Peerel, aż po dziś dzień. Wbrew zdrowemu rozsądkowi z wielką łatwością przychodzi nam zapominać o stratach, przy tym poniekąd oddajemy katom prawo głosu, poddając się ich narracjom historycznym – m.in. jak Andrzej Duda wskazujący na symetrię ludobójstwa na Wołyniu.
Teraz Kułeba na wydarzeniu gromadzącym wielu amantów polityki podważa polskość Podkarpacia i Lubelszczyzny, kiedy Prezydent Rzeczypospolitej jeszcze kilka dni temu świętował niepodległość Ukrainy w Kijowie.
Jak nie spoglądam na świat poprzez filozofię augustyńskich dziejów, tak postrzegam go poprzez dowcip. Inaczej trudno uwierzyć w niektóre sytuacje. Wokabularz nie ponosi tutaj odpowiedzialności, a jednak słów brakuje.
Podobno na arenie międzynarodowej nie ma się przyjaciół, zamiast tego są partnerzy do realizacji interesów państwa. Na kanwie ostatnich wydarzeń dowiadujemy się, że również brakuje tam – między innymi – krzty wzajemnego szacunku.
Chwyta mnie za serce pewien rodzaj solennego smętu. Pomagamy militarnie, nawet nie za zapomogi amerykańskie, a tracimy coraz więcej z wizerunku, i co za tym idzie- prestiżu narodowego. Już straciliśmy jeden z członów dawnego ciała narodu, a dziś ponownie zbrukane zostaje imię kraju, więc jakże by nie czuć specyficznego rodzaju smutku. Walka o kolokwialne „swoje”, jak już, to rozpocznie się przy formalizacji akcesji Ukrainy do szeregów EU, jeśli te upominanie się ze strony polskiej dyplomacji w ogóle nastąpi.
A jednak, nade wszystko potrzebne jest nam zjednoczenie, mimo że niewygodne tło historyczne, które towarzyszy naszemu sąsiadowi, ciągnie się za nim jak ogon za wężem. Wypowiedzi pokroju Kułeby nie zwiększą sympatii do Ukraińców, a przedłoży się to na zwykłych obywateli, często imigrantów, którzy na ziemiach polskich przebywają. Realne reperkusje nie sięgną polityków, ci są przecież daleko.
Tymczasem ponownie rodzi się pamięć o wydarzeniach z lat wojennych. Wydaje mi się, że obecnie skupiamy się na emocjonalności oraz kwestii sprawiedliwości, której bardzo brakuje, kiedy spojrzymy w głąb sprawy wołyńskiej czy reparacji niemieckich. Przy tym wszystkim tak łatwo zgubić gdzieś w myślach ten drobny zakątek przeszłości, mniej kontrowersyjnej – naszych dwóch ramion kultury na wschodzie: Wilna i Lwowa, cośmy je tak łatwo zdołali odpuścić. Oczywiście nie podzielam chęci aby z widłami i pochodniami ruszyć i odzyskać utracone ziemie, a jedynie pomnieć o ich tożsamości oraz roli w historii.
Zapomnieć to innymi słowy umrzeć. Dlatego niezależnie od nastrojów i politycznych przepychanek, należy nazywać rzeczy po imieniu: zbrodnia, mord, atak, gwałt, strata, potwarz. Gdy zbrodnie zostaną zastąpione eufemizmami, to rozmyje się ich znaczenie, jakoby nigdy się nie wydarzyły.
Niezależnie od okresu, w którym to wspominam, spotykam się z nieodpartym wrażeniem niezrozumienia. Jakby od moich słuchaczy biła fala ignorancji, lecz to nie to. Obecnie realia zachodu to ciągłe życie chwilą, carpe diem zbelowane klapką na oczy . Nie widać pomysłów na radzenie sobie z przeszłością. Stąd jeden głos z dawnych wieków przypomina ryk i żal dinozaura, gdy sprawia miewa się zgoła odmiennie. Nie można za to nikogo winić, to jedna z naleciałości współczesnych realiów.
Lwów, Wilno, Grodno, Kresy, moja Holszana-mimo upływu lat, i mimo opiłków w świadomości ogólnej nadal pozostają krzywdą głęboko zakorzenioną, jak nie w myśli, to chociażby w DNA. Stąd melancholia, postawiona gdzieś na granicy iluzoryczności daje o sobie znać. Nie widzę sensu w jej zwalczaniu, raczej może stać się zarzewiem większej idei dla państwowości, ponieważ tej niespotykanie nam potrzeba.
Mrożek pisał o mierności inteligentów, kultury i obyczajów. Sam pewno, na tym etapie rozwoju, zaliczam się do tej grupy. Dlatego skoro już tu jestem, mogę mówić jak jest : wraz ze współczesnymi-politykami udomowiliśmy się w bezczynności-, a rozpaliwszy grill, niedługo rozpoczynamy kolejny sezon bumelanctwa. Niech żyje wolność!
Spełnia się kolejny z pesymistycznych scenariuszy: półidei, półpolityków, półwzroczności, półpolski. Gdzie by tu na tle wszelkich przedstawień teatralno-politycznych umieścić historiografię, przemyślny plan rozwojowy, bądź starania o poszanowanie strat i zmarłych podczas drugiej wojny światowej? Ponieważ jak widać obecna strategia jest co najmniej bezowocna.
Jako Polak chciałbym ujrzeć w tym wszystkim Leopolis Semper Fidelis[1], nie jako sam Lwów, lecz pamięć o tych, którzy nie opuścili Polski, podczas gdy to Polska spod ich stóp wyemigrowała.
Nazwałbym to pewną prawidłowością związaną z pragnieniem podtrzymania tożsamości. Jej namiastkę nadal czuję gdzieś w sobie, gdy w Gdańsku na pomnik Sobieskiego ze Lwowa spoglądam, wtem jakbym słyszał cichy śpiew Majewskiej i Czerwińskiej w oddali.
Tożsamość staje się powoli towarem deficytowym w Europie. Według Ipsos[2] Francuzi już zatracają w sobie poczucie przynależności do większej grupy zbiorczej, jaką jest ich naród. Zatem jeżeli my zapomnimy, nadzieję w sobie chowam, ażeby wracające z Egiptu bociany nie zapomniały o nas.
Sierpień 2024
[1] Leopolis sempre fidelis (łać.) – Lwów zawsze wierny
[2] Ipsos – międzynarodowe przedsiębiorstwo z branży badań rynku i konsultingu z siedzibą w Paryżu we Francji.
Korekta: Anna Czernecka
II korekta: Natalia Szopa
Dobór i wstawienie grafik: Łukasz Cieśliński
Źródło grafiki tytułowej: Wikimedia Commons / Wojciech Kossak / Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie / Domena Publiczna (Niniejsze dzieło znajduje się w domenie publicznej w kraju pochodzenia oraz w innych krajach i obszarach, w których okres ochrony praw autorskich wynosi życie autora plus 70 lat lub mniej).