Korekta: Łukasz Cieśliński II korekta: Małgorzata Nowak
Każdy, kto choć trochę interesuje się polityką za oceanem, słyszał na pewno o wielu gafach i wpadkach obecnego prezydenta. Fizyczna i mentalna kondycja Joe Bidena była wielokrotnie podawana w wątpliwość przez jego politycznych przeciwników. Przydomek, których chyba najbardziej do niego przylgnął w świadomości społecznej – “Sleepy Joe” (“Śpiący Joe” – przyp.red.), został wymyślony, ze znanego ze swojej bezpośredniości i odważnych stwierdzeń Donalda Trumpa już w 2019 roku. Zostało to niejako potwierdzone przez wiele dwuznacznych sytuacji, w których to przyszło nam obserwować Bidena. Począwszy od drzemek w trakcie konferencji, poprzez upadki ze schodów i roweru, aż po niezrozumiałe formułowanie wypowiedzi i fundamentalne przejęzyczenia. Konferencje prasowe są prawie zawsze bezprecedensowo krótkie, a wywiady na żywo praktycznie nie mają miejsca. Lecz oto nadeszła pora, gdy Joe Biden musiał się zmierzyć z zadaniem, które wydawałoby się, mogłoby stanowić gwóźdź do trumny jego kampanii reelekcyjnej – z orędziem o stanie państwa.
Orędzie o stanie państwa
No dobrze, ale czym w ogóle jest to sławetne orędzie o stanie państwa? Czy aby na pewno to coś ważnego? Zdecydowanie!
Zacznijmy od tego, co to w zasadzie jest. Orędzie o stanie państwa (“State of the Union” – dosłownie “Stan, w jakim znajduje się Unia”) to rokroczne przemówienie (choć nie tylko) sprawozdające obecny stan, w jakim znajdują się Stany Zjednoczone. Odbywa się ono tylko raz w roku. Pomimo, że konkretna data jest ruchoma, to najczęściej ma ono miejsce w pierwszym kwartale roku, a ponad 90% tych sprawozdań w ubiegłych 30 latach odbyło się w styczniu bądź w lutym.
No dobrze, ale po co coś takiego? A dlaczego? A komu to potrzebne? Właśnie potrzebne. Czy raczej powinniśmy rzec – koniecznie. Artykuł II Konstytucji Stanów Zjednoczonych mówi: “[Prezydent] powinien, od czasu do czasu, przekazywać Kongresowi informacje o stanie, w jakim znajduje się Unia, i zaproponować Kongresowi do rozważenia te czynniki, które uznaje za istotne i ważne”. Tyle z teorii prawa. Zwróćmy jednak uwagę, że Konstytucja nie mówi ani jak często ma się to odbywać, ani nawet w jaki sposób. No i rzeczywiście, różnie bywało. Zacznijmy jednak od początku…
Odrobina historii
Wszystko zaczęło się od pierwszego lidera Stanów Zjednoczonych – Jerzego Waszyngtona. On to, 8. stycznia 1790 roku, wygłosił pierwsze w historii orędzie, w którym nakreślił sytuację w jakiej znajdowały się ówcześnie Stany Zjednoczone, jak i problemy oraz plany na przyszłość.
Era charyzmatycznych przemówień miała niedługo zaniknąć (przynajmniej na jakiś czas). Otóż w roku 1801 trzeci prezydent – Thomas Jefferson – znany przeciwnik monarchii brytyjskiej, uznał, iż owszem przedstawienie takiego sprawozdania jest konieczne i ważne dla republiki, ale jego forma wywoływała u niego niechęć i zniesmaczenie. Kojarzył on bowiem orędzie z królewską mową tronową, a więc jako taką nie przystającą państwu, które jest republiką. Zamiast przemówienia postanowił on wysłać kongresmenom pisemne sprawozdania.
Co ciekawe, przynajmniej w tym przypadku, autorytet Jeffersona okazał się większy niż Waszyngtona, bowiem przez kolejne dekady każdy kolejny prezydent brał przykład z trzeciego prezydenta i wysyłał pisemne “orędzie” kongresmenom. Sytuację zmienił dopiero Woodrow Wilson w 1913 roku. Od tamtego czasu orędzie jest prawie zawsze wygłaszane jako przemówienie. Wraz z rozwojem roli prezydenta, przy wsparciu mediów (radio, telewizja), orędzie o stanie państwa stawało się coraz ważniejszym przemówieniem, którego adresatami przestawali być kongresmeni, a zaczynali obywatele. Orędzie można by przyrównać do exposé z polskiego podwórka. Prezydent prezentuje w nim swoja oficjalną linię polityczną na zbliżający się rok, program oraz reformy, które będzie w stanie forsować.
Jest jednak jedna istotna różnica pomiędzy exposé polskiego premiera a orędziem amerykańskiego prezydenta i nie mam tu bynajmniej na myśli częstotliwości. Jest to oglądalność. Ten czynnik w znacznej mierze wpływa na wagę tego wydarzenia. Średnio na żywo całe przemówienie ogląda w swoich telewizorach (nie wliczamy tutaj internetu, radia, oraz późniejszych wyświetleń) od 30 do 50 milionów Amerykanów. Olbrzymi elektorat!
Dlaczego to konkretne orędzie jest takie ważne?
Sondaże wyborcze oraz ogólne nastroje w Stanach Zjednoczonych stają się z dnia na dzień coraz mniej przyjazne prezydentowi Bidenowi i Partii Demokratycznej z której się wywodzi. Praktycznie od jesieni zeszłego roku były prezydent Trump wydaje się zdobywać przewagę w starciu z Bidenem. Oczywiście ponad 70% Amerykanów nie chce wybrać ani jednego, ani drugiego. Ludzie wydają się jednak zmęczeni ciągłą polaryzacją, vendettą, niekończącymi się oskarżeniami, a nade wszystko nieudolnością prezydenckiej administracji. Stało się to tym bardziej widoczne, gdy na początku 2024 roku po raz pierwszy w historii większy odsetek Amerykanów wyrażał się pozytywnie o Donaldzie Trumpie niż o Joe Bidenie. Wszystko to odbywa się w kontekście coraz częstszych i bardziej zauważalnych wpadek i gaf prezydenta. Coraz więcej ludzi zaczyna uznawać, iż Biden jest zbyt stary, a co za tym idzie, mentalnie i fizycznie niezdolny do sprawowania kluczowego i jakże stresogennego urzędu, jakim jest prezydentura.
W kontekście tego wszystkiego stało się jasne, iż jeśli Biden chce odwrócić niekorzystne trendy, MUSI zrobić wrażenie koherentnego i sprawnego lidera, osoby zdolnej do prowadzenia narodu w tych trudnych czasach. Takowa okazja (albo raczej obowiązek) nadarzyła się właśnie podczas orędzia o stanie państwa.
No i udało się! Wbrew wszelkim przypuszczeniom Joe Biden zachowywał się nadzwyczajnie po prezydencku. Jego mowa była zdumiewająco spójna, koherentna i naprawdę wywiązała się ze swego najważniejszego zadania – przedstawiła program. Joe Biden mówił o istotnych sprawach elektryzujących scenę polityczną i zarazem wyborców. Intonacja słów, ton głosu, a także użyte argumenty były zdumiewająco dobre i trafne.
No dobrze, ale co konkretnie powiedział? Jeśli musiałbym to podsumować jednym zdaniem, to bym powiedział że przedstawił typową agendę Partii Demokratycznej. W swoim przemówieniu wydał się on nawet agresywny i zaczepny nie tylko wobec republikanów, lecz również względem swojego poprzednika – D. Trumpa. I co ciekawe, jego ataki mogą wydawać się całkiem skuteczne, bowiem w sondażach tuż po orędziu 6 na 10 oglądających osób oceniła wystąpienie pozytywnie.
Co zostało powiedziane?
Prezydent Biden w swojej retoryce od samego początku skupił się na atakowaniu “mojego poprzednika”, jak to kilkukrotnie nazwał Trumpa podczas swojego przemówienia. Wskazał go jako winnego rozruchów, które odbyły się 6. stycznia 2021 w Waszyngtonie. Przemówił również ostro w obronie słynnego Obama Care, czyli planu zdrowotnego zaprezentowanego niegdyś przez prezydenta Obamę, a później ograniczonego przez prezydenta Trumpa.
Biden wystąpił też w obronie swojego wieku. Starał się obrócić sprawę w żart, przerzucić odpowiedzialność na Trumpa (który wszak jest prawie jego równolatkiem). Na sam koniec wątku użył prawie Reaganowego zwrotu, twierdząc, iż jego wiek pozawala mu “dobrze dostrzegać amerykańskie wartości i historię narodu”.
W kolejnej części orędzia była mowa o bardziej spornej kwestii, nawet pośród demokratów. Chodzi oczywiście o wojnę izraelsko-palestyńską. Joe Biden otwarcie nazwał Hamas terrorystami, zaapelował jednakże o jak najszybsze zawieszenie broni. Oznajmił też, iż jego administracja dokonuje starań aby zapanował tam pokój.
Najbardziej kontrowersyjną, a zarazem ciekawą kwestię zostawiłem na koniec. Mowa bowiem o gorącej sytuacji na granicy z Meksykiem. Jest to jeden z głównych powodów spadku popularności prezydenta i ogólnej polityki wewnętrznej demokratów. Co ciekawe, Biden nie bał się tego tematu, wystąpił z ofensywą i potężnym oskarżeniem wobec Kongresu. Zaatakował republikanów twierdzeniem, iż są gnuśni i nie potrafią przegłosować ustawy która “naprawi” tę sytuację w “6 miesięcy, a nie sześć lat!”. Skierował przy tym uwagę odbiorców na to, iż ma plan, jak problem rozwiązać.
I właśnie w tej części przemówienia nastąpiła jedyna większa gafa podczas wygłaszania orędzia. Co się stało? Mogą się państwo przekonać, oglądając poniższy wycinek przygotowany przez naszą redakcję:
Podsumowanie
Podsumowując: prezydent Biden wypadł zdumiewająco dobrze. Zaprezentował się jako zdecydowany lider, który ma ambitne plany. Za większość problemów obwiniał “poprzednika” oraz republikanów w Kongresie. Czy jednak okaże się to owocne w kontekście zbliżających się wyborów? Myślę że krótkoterminowo tak, aczkolwiek orędzia o stanie państwa zazwyczaj mają znikomy pływ na wybory. Może to pomóc demokratom przejść do ofensywy, ale to już zupełnie inna historia…