Korekta: Kamila Szymczak II korekta: Małgorzata Nowak
Źródło zdjęcia tytułowego i zdjęć w tekście: Prywatne archiwum autora
Szósty dzień marca roku pańskiego dwa tysiące dwudziestego czwartego zupełnie mnie zaskoczył. Wiedziałem od dnia poprzedniego, że Warszawę czekają masowe strajki rolników i paraliż miasta, lecz ich skala przerosła nie tylko mnie – przerosła wszystkich.
W okolicy mojego uniwersytetu od porannych godzin krążyło dużo policji – głównie klasyczne radiowozy i tak zwane „suki” – transportery zbiorowe. Jednak dopiero wtedy, gdy okrążyłem teren uczelni i wyszedłem, czekając na zajęcia, poza widoczny z przystanku obszar, pojąłem powagę sytuacji.
Na skrzyżowaniu Wóycickiego i Pułkowej ustawiona była armatka wodna, a w środku upchani na przednich siedzeniach policjanci okuci w ubrania rodem z gry “Fallout: New Vegas”. Nie widziałem ich twarzy, zakrytych czarnymi, grubymi maskami, lecz mogę przysiąc, że nie byli szczególnie zadowoleni z faktu, że muszą tu siedzieć w stanie najwyższej gotowości.
Wyszedłem na drogę. Skrzyżowanie Pułkowej z Wóycickiego było zdominowane przez radiowozy migające na niebiesko. Policjanci, w zwykłych kamizelkach odblaskowych, po prostu pilnowali, aby nikt nie nadjechał nieproszony z Wóycickiego w kierunku kordonu ustawionego dalej.
Kordon zaczynał się około 150 metrów od skrzyżowania i ciągnął ku górze jeszcze daleko, daleko. Z tej perspektywy miałem wrażenie, ze traktory ustawione są aż do ulicy Dziwożony w Łomiankach, a Pułkowa jest teraz całkowicie odcięta od świata. Tak jednak nie było – kordon traktorów rozciągał się środkiem trawy rozdzielającej oba kierunki jazdy, nikt nie blokował jezdni ani nie paraliżował ruchu, ale nie było przyjemnej atmosfery – po obu stronach jezdni ciągnęły się żółte, policyjne odblaski, a wzdłuż Pułkowej spacerowały patrole piesze.
Gdy tylko przedostałem się przed pierwszy traktor, od razu uderzyła we mnie mieszanka trzech zapachów – gnojówki, palonej gumy i kiełbasy. Rolników było co nie miara. Nikt nie stał sam, większość zbita była w małe grupki lub grzała się przy grillach i koksownikach, niektórzy rozłożyli koce w środku traktorów i próbowali spać, lecz panujący dookoła wszechobecny pisk trąbek, silników i klaksonów nijak nie pozwalał zmrużyć oka.
Podszedłem do miejsca, gdzie gnojówkę czuć było najmocniej, po krótkiej rozmowie rolnik potwierdził, że to z jego naczepy. „Nie chcemy jej wylewać, ale to taka ewentualność” – stwierdził. Zapytany, dlaczego ciecz wycieka na trawę, stwierdził, że ma „nieszczelny przewód, ale już kolega skoczył po coś do zaklejenia”. Odszedłem ku większej grupie.
Rzeczywiście, wszyscy tu jedli kiełbasę, jej zapach osiadał na wszystkim, na czym mógł osiąść. Grupa około dwudziestu mężczyzn i dwóch kobiet stała przy wielkim New Hollandzie, wszędzie rozłożone były rybackie krzesełka i leżały torby z żywnością. Zapytałem ich, od której tu są. „My tu przyjechali zasadniczo o piątej, ale z naszej wsi to już około północy wszyscy się zbierali” – twierdzi rolnik, zagryzając kolejną kiełbasę grubą pajdą chleba posmarowaną musztardą. Pytam, dlaczego wszyscy tu grillują. W odpowiedzi słyszę, że to część „wsparcia polskiego rolnictwa, panie redaktorze”. Do grupy podchodzi starszy pan, który mimo hałasu słyszał moje pytanie. Patrzy mi w oczy, mówiąc: „ja więcej od życia nie potrzebuje, mi to już umierać czas powoli. Mi starczy ta kiełbasa, chleb i kiszone ogórki. Ale ja chcę dla dzieci, dla wnuków, żeby gospodarkę po mnie przejęli, żeby rząd przestał nas nękać”.
Ludzie zasadniczo nie są tu zbyt rozmowni. Większość odpowiada półgębkiem lub wymijająco, widać, że są zmęczeni, ale duch walki podrywa ich ze zrezygnowania i zmusza do bacznego bycia tu ciałem i sercem. Rozmowni są dopiero rolnicy w środku manifestacji, którzy już z daleka przypatrywali mi się, podchodzącemu do ludzi i zadającemu pytania. Gdy do nich podchodzę, od razu wykazują zainteresowanie.
Poniżej transkrypcja naszej rozmowy:
Łukasz Cieśliński: Dzień dobry, panowie, czego oczekujecie dziś, tu, w tym miejscu, w ramach tego strajku?
Rolnik 1: No tego samego, co do tej pory. Jesteśmy w dalszym ciągu po to samo tutaj, by nasza władza w końcu nas wysłuchała.
Ł.C: Czy nie sądzicie, że blokowanie miasta w ogóle tego nie polepszy, a tylko doleje oliwy do ognia?
Rolnik 1: Ale kto blokuje, my nie blokujemy miasta, jak można zauważyć.
R2: My tu dzisiaj chcemy walczyć o nasze prawa.
Ł.C: Ale rolnicy blokują Centrum, większość ulic jest zamknięta, obwodnica miasta także.
R1: Ale to nie my, my tu stoimy i nic nie blokujemy.
R2: Tamci to nie nasza działka. Chcieliśmy wziąć udział w tym marszu, co jest.
R1: Mieliśmy zamiar… Miała być parada traktorami, przejazd po prostu, bezpartyjny, bezpolityczny… Ale władza się na to nie zgodziła i stoimy jak stoimy, nie utrudniamy nikomu życia. Ludzie, jak widać, nas pozdrawiają co jedynie i są z nami przede wszystkim.
Ł.C: A gdzie miała być ta parada? Jakimi miała przebiegać ulicami?
R1: Tego nie wiemy, nie było podane do wiadomości, bo nie zostało to zaakceptowane, jedyne to, że miała być, szczegóły nie zostały ustalone, bo zostało od razu spacyfikowane, zabite w zarodku że tak powiem.
Ł.C: Rozumiem. A ile około kilometrów ma ten ciąg traktorów, który tu widzimy?
R2: Ze dwa kilometry? No coś koło tego.
R1: Tu jest około 150-200 traktorów.
ŁC: A skąd głównie jesteście? Rozsiani?
R1: My jako my tutaj, co stoimy, to jesteśmy z jednej wsi z okolic Płońska, około 150 kilometrów od tego miejsca.
Ł.C: I do której tu zostajecie?
R3: Dokąd, dopóki będzie można. Chcemy w końcu sprawić, że ktoś nas będzie chciał słuchać.
Ł.C: Bardzo dziękuję.