Chociaż do wakacji wciąż jest jeszcze trochę czasu, warto pochylić się nad pierwszymi pomysłami i dostępnymi opcjami na ich spędzenie w wymarzonych miejscach. Mimo niezapomnianych wrażeń, jakie wynikają ze spontanicznych wyjazdów, czasami warto wybrać się na przygodę wymagającą wczesnego i odpowiedniego przygotowania. Kto słyszał o trasie rowerowej R10?
O CO WŁAŚCIWIE CHODZI?
Jak wspomniałam w tytule, znajdziecie tutaj propozycję na niezapomnianą przygodę, która jest świetnym wyzwaniem dla fanatyków roweru. Mowa o europejskiej trasie rowerowej EuroVelo, skrótowo oznaczanej na szlakach i mapach jako trasa R10. Biegnie dookoła basenu Morza Bałtyckiego, skąd jej polski odcinek wziął też swoją drugą nazwę – Velo Baltica. Choć przejazd całości trasy, w tym przez inne nadbałtyckie państwa, zajmie zdecydowanie więcej niż kilka dni, to na początek nie ma po co się przeforsowywać. Polska część Eurovelo liczy sobie 588 km długości i prowadzi wzdłuż wybrzeża – od granicy do granicy.
Jeżeli zaczniemy podróż od zachodniej części polskiego wybrzeża, szlak poprowadzi nas od przejścia granicznego Polska-Niemcy w Ahlbeck, poprzez Półwysep Helski, słynne Trójmiasto, aż do wsi Piaski, za którą znajduje się granica z Obwodem Kaliningradzkim.
DLACZEGO WARTO?
Pomijając już niezwykłe doświadczenie oraz satysfakcję, jaka pojawia się po przejechaniu założonego dystansu, trasa R10 pokazuje różnorodność polskiego wybrzeża Bałtyku. Podczas jazdy napotyka się liczne zabytki, parki narodowe i krajobrazowe, a także można trafić na unikatowe wydarzenia kulturalne, jakie odbywają się w nadmorskich kurortach w sezonie turystycznym.
Jest to bardzo ciekawa forma aktywnego wypoczynku, która nie tylko przysporzy wielu doświadczeń, pomoże wprawić się w jeździe w bardziej lub mniej komfortowych warunkach, ale także nabrać kondycji i przy okazji trochę siły w mięśniach. Nie będziemy tego jednak zawdzięczać samej wycieczce, bowiem jazda po 80-90 kilometrów dziennie bez odpowiedniego przygotowania, owszem, będzie niezapomniana, ale przez fakt, że nabawiliśmy się potężnej kontuzji.
Spora część trasy przebiega przez niewielkie w rozmiarach wsie, w dużej mierze lasy i łąki, dzięki czemu jest to idealna okazja do wyciszenia się i odcięcia od codziennego tłoku miasta. Sam na sam z własnymi myślami, przyrodą, muzyką – jeżeli ktoś woli – ewentualnie pogrążeni w niezobowiązującej rozmowie ze swoim towarzyszem.
Wyprawa sama w sobie nie tylko pozwala wzmocnić własną wytrwałość, ale uczy jak radzić sobie w wielu nieoczekiwanych sytuacjach, jak dopasować się do panujących warunków i jak najlepiej dysponować swoim mocno ograniczonym bagażem oraz bezlitośnie upływającym czasem.
DOBRY PLAN TO PODSTAWA UDANEJ PRZYGODY
Na początek koniecznie trzeba zastanowić się nad dogodnym dla nas terminem. W zależności od tego jak czujemy się na siłach, jaki dystans dziennie jesteśmy w stanie pokonać, należy ustalić szacowany czas trwania całości wyprawy oraz przybliżoną długość trasy. Nie musi być to od razu całość polskiego odcinka EuroVelo, ale jak najbardziej może, jeżeli tylko czujemy się odpowiednio przygotowani. Co jest bardzo istotne, przy podjęciu decyzji co do terminu wyjazdu, najlepiej od razu odrzucić lipiec i sierpień, kiedy to całe wybrzeże oblegane jest przez turystów, którzy, powiedzmy sobie szczerze, ubóstwiają wykorzystywać ścieżki rowerowe jako swoje prywatne promenady. Poza tłokiem, trudnością w znalezieniu noclegu w sytuacji kryzysowej czy nawet wyższych cenach w lokalach gastronomicznych, najzwyczajniej w świecie odbiera to całą przyjemność, jaką powinniśmy czerpać z wycieczki.
Z własnego doświadczenia mogę śmiało doradzić przełom maj/czerwiec lub wrzesień, jako najlepszy moment na taki wyjazd. Przy tym należy jednak pamiętać, że wiele restauracji, barów czy nawet miejsc noclegowych może być po prostu nieczynnych. Dlatego porządny research bazy noclegowej i gastronomicznej na określony czas to jeden z kluczowych elementów do odpowiedniego przygotowania.
Jeżeli wybieramy się na wyprawę z miejsc sporo oddalonych od wybrzeża i to pociąg będzie stanowił nasz transport, trzeba umiejętnie pogodzić dwie istotne kwestie – dostępność biletów z rowerami i pogodę. Odpowiednie warunki atmosferyczne to kluczowy czynnik determinujący cały wyjazd. Jeżeli zapowiadany jest deszcz, mocny i niesprzyjający wiatr lub niskie temperatury (zwłaszcza w nocy, jeżeli pole namiotowe będzie naszym hotelem), nie ma co się na siłę pchać na siodełko. Właśnie dlatego, prognozy na zakładany termin wyjazdu należy uważnie monitorować, jednocześnie polując na odpowiednie bilety na pociąg. W razie czego zawsze lepiej kupić miejscówkę wcześniej i potem dokonać zwrotu, niż skończyć bez możliwości przewozu roweru do miejsca docelowego. A z dostępnością biletów tego rodzaju naprawdę bywa ciężko.
Mamy termin i transport na miejsce. Teraz szacujemy dystans, jaki zamierzamy pokonać, ustalamy długość trwania wyprawy i przez następne miesiące skupiamy się na wyrobieniu jak najlepszej kondycji, a przynajmniej na przystosowaniu nóg do wielogodzinnej i ciągłej pracy nad pedałami. Styczeń/luty to ostatni dzwonek na rozpoczęcie rzetelnego treningu, jeżeli planujemy wyjazd w maju. Przy niesprzyjającej pogodzie świetnie sprawdzi się rowerek stacjonarny i ćwiczenia wzmacniające mięśnie nóg, a kiedy tylko warunki będą sprzyjały, warto wybrać się na parę dłuższych wycieczek i również za pomocą tego upewnić, czy założony przez nas dystans do przejechania będzie możliwy do zrealizowania.
A BAGAŻE?
To też istotny szczegół. Z uwagi na fakt, że tył roweru będzie jedynym miejscem, gdzie będziemy mogli upchnąć swoje klamoty, należy dokładnie przemyśleć co jest najbardziej potrzebne i zabrać dosłowne minimum. Każdy dodatkowy przedmiot to też dodatkowa waga, która będzie nas spowalniała. Jeśli decydujemy się też na nocleg na polach namiotowych (co zdecydowanie pozwoli nam przyoszczędzić), pamiętajmy, że namiot, śpiwory i ciepłe ubrania na noc też zajmują trochę miejsca.
Kurtka przeciwdeszczowa, podręczny zestaw małego mechanika rowerowego i solidny kask to must-have każdego rowerzysty wybierającego się w kilkudniową trasę. Przed wyjazdem pozostaje nam jeszcze dokonać rzetelnego przeglądu roweru pod kątem technicznym, dzięki czemu zaoszczędzimy sobie nieprzyjemnych niespodzianek.
CZEGO SZUKAĆ, A CZEGO UNIKAĆ?
Po pierwsze, do części trasy, która biegnie przez województwo zachodniopomorskie, została stworzona specjalna aplikacja Pomorze Zachodnie, wyposażona w odpowiednią nawigację i mapy, gdzie zaznaczone zostały zabytki, lokale gastronomiczne, noclegi itp. Nawigacja, którą tam znajdziecie, działa bez dostępu do Internetu, co szczególnie przydaje się w razie zagubienia drogi w środku lasu.
Jeśli chodzi o kwestię techniczną trasy, to zachodniopomorska część jest zdecydowanie lepiej oznakowana i bardziej przystępna dla osób z mniejszą wytrzymałością. Półwysep Helski natomiast potrafi dać w kość swoimi licznymi wzniesieniami, które momentami są naprawdę wymagające.
Dla własnej satysfakcji można przemierzać wybrzeże, po kolei odhaczając kolejne latarnie morskie, z których doskonale widać ogrom pokonanego dystansu (np. latarnia Stilo z ciekawym zapleczem historycznym). Niesamowite jest uczucie, kiedy patrzysz daleko w horyzont i uświadamiasz sobie, że pod koniec dnia właśnie tam dojedziesz. Zdecydowanie podbudowuje to morale na dalszą drogę, jeśli tylko nie zniechęcimy się tym, ile nas jeszcze czeka.
Warto zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie przy 16-tym południku geograficznym w Chłopach, odwiedzić rezerwat żubrów w Międzyzdrojach, usiąść na niezwykle bielutkiej plaży w Słajszewie, spojrzeć na Polskę z samego czubka Półwyspu Helskiego i odnaleźć geograficzny środek polskiego wybrzeża (262 kilometr) przebiegający przez Wicie.
Taka wyprawa to nie tylko okazja, aby raz do roku ruszyć się z kanapy i zrobić coś ciekawego, ale także szansa na zobaczenie o wiele więcej, niż pokazują zdjęcia lub opowiadają czyjeś historie. Wyciska z nas siódme poty, ale pokazuje, że nic nie jest niemożliwe, jeśli tylko jest się wystarczająco zdeterminowanym, aby to osiągnąć.