Przejdź do treści
Strona główna » Degeneracja Uniwersytetu Deobandi

Degeneracja Uniwersytetu Deobandi

Korekta: Kamila Szymczak

Są na świecie uczelnie, które od swojego powstania cieszą się wielkim szacunkiem i prestiżem. Można zaliczyć do nich choćby Oxford, Cambridge, Sorbonę czy Uniwersytet Jagielloński. Są jednak takie, które choć zostały założone w szczytnych celach, zdegenerowały się i obecnie są siedliskiem kłamstwa i nienawiści do wszystkiego co ,,inne”. Do takich uczelni należy z pewnością uniwersytet Deobandi w Delhi, który posiada swoją filię w pakistańskim mieście Karachi.

Uniwersytet Deobandi, znany jako Darul Uloom Deobandi, został założony 30 maja 1866 r. przez grupę wybitnych sunnickich uczonych Rashida Ahmada Gangohi, Muhammada Yaquba Nanautawi, Shah Rafi al-Dina, Sayyid Muhammada Abida, Zulfiqara Ali, Fadhla al-Rahmana Usmani i Muhammada Kasima Nanotvi, którzy brali udział w powstaniu sipajów latach 1857-1858. Ci wybitni intelektualiści inspirowali się słynnym indyjskim uczonym Shahem Waliullahem (1703-1762), chcącego zreformować islam w dobie upadku dynastii Wielkich Mogołów. W XIX w. Indie zostały zdobyte przez Brytyjczyków, którzy faworyzowali hinduistów. Muzułmanie wówczas poczuli się zepchnięci na drugi plan. Uniwersytet Deobandi miał być kontynuacją istniejących przed 1857 r. słynnych szkół ulemów. Różnica między tymi dwie instytucjami polegała na tym, że uniwersytet skupiał się na pokojowych, a nie zbrojnych, środkach, które miał służyć zachowaniu religii i kultury muzułmańskiej w Indiach. W kwestiach prawnych Deobandi opierał się na hanafickiej, czyli najbardziej liberalnej szkole prawniczej islamu. Uczniowie przybywający do Deobandi pochodzili z niezamożnych rodzin: drobnych kupców (zwłaszcza księgarzy), rzemieślników, nauczycieli, drukarzy i drobnej szlachty. Nie wszystkich było stać na zdobycie europejskiego wykształcenia. Założyciele Deobandi pragnęli, aby uczelnia był wzorem dla innych szkół na terenie Indii. W krótkim czasie Deobandi stał się szacownym uniwersytetem. Jego zasięg oddziaływania był bardzo duży, a tamtejsi wykładowcy wydawali tysiące fatw (opinie wyjaśniające kontrowersje teologiczne, teologiczno-prawne lub czysto prawne; wydawane wyłącznie na piśmie). Uczeni z Deobandi uważali Hindustan za dar-ul-harb czyli ziemię wroga, jednak nie namawiali do walki zbrojnej. Aczkolwiek zabraniali jakiejkolwiek współpracy z Brytyjczykami. Na uniwersytecie wykładano: arabski i perski, logikę, retorykę, matematykę, astronomię, teologię, prawo, hadisy i filozofię. Językiem wykładowym od początku był urdu.

Naukowcy z Deobandi pragnęli zachowania głębokiej świadomości tego, że jest się muzułmaninem w Indiach. W kwestiach religijnych i prawnych propagowali odseparowanie muzułmanów od hinduistów i Brytyjczyków. Przestrzegali przed pozostałością jakichkolwiek wpływów hinduistycznych w obyczajowości muzułmańskiej. W gruncie rzeczy choć, nie nazwali tego po imieniu, odgraniczali kulturę islamską od hinduskiej i europejskiej. Najważniejszym punktem ich działalności była nauka prawa, którego znajomość uznali za podstawę istnienia społeczności muzułmańskiej w Indiach. Uczeni opowiadali się za prawem szariatu niezależnym od jakiejkolwiek władzy i od praw, jakim rządzi się wspólnota hinduistyczna. Duchowni z Deobandi uważali, że z braku sułtana w Indiach tylko oni mogą ustalać prawa dla muzułmanów. Nie ograniczali się do komentowania spraw związanych tylko z praktykami religijnymi i obyczajowymi, ale wydawali fatwy na każdy aktualny polityczny temat. Ustalali czy dane posunięcia brytyjskich kolonizatorów są zgodne z Koranem, sunną i hanaficką szkołą prawniczą. Jednakże fatwy uczonych nie prowadziły do jakichkolwiek akcji politycznych, tym bardziej, że nie posiadali oni żadnej organizacji. Sprawa wykonywania zaleceń nie znajdowała się właściwie w ich kompetencji.

Uczeni Deobandi nie identyfikowali się z władzą, jaka istniała w Indiach. Co więcej, uznawali, że interesy indyjskich muzułmanów związane są z sułtanem Wysokiej Porty Ottomańskiej, ponieważ sułtan formalnie był kalifem. Dlatego też popierali Turków wojnie z Rosją w latach 1877-1878 oraz protestowali przeciwko sprzedaży Cypru przez Turków 4 czerwca 1878 r. Brytyjczykom. Brak muzułmańskiej władzy w Indiach spowodował, że wykładowcy z Deobandi zaczęli szukać takiego ośrodka, z którym  mogliby się utożsamiać. Osmański sułtan z kraju, w którym obowiązywała prawnicza szkoła hanaficka wydawał się idealną osobą. Ale założyciel konkurencyjnego liberalnego muzułmańskiego uniwersytetu Aligarh, książę Seyyed Ahmad-khan starał się jak mógł odwieść ich od tego zamiaru tłumacząc, że Imperium Osmańskie jest daleko, sułtan jest samozwańczym kalifem, a Turcy mają zupełnie odmienne zwyczaje od indyjskich muzułmanów – na próżno. Intelektualiści z Deobandi związali się z sułtanatem tureckim. Zewnętrznym objawem sympatii dla Wysokiej Porty Ottomańskiej stało się końcem XIX w. noszenie przez indyjskich muzułmanów fezów zamiast tradycyjnych turbanów. Dla uczonych z Deobandi nawet system organizacji społeczeństwa w Imperium Osmańskim, stanowił wzór do naśladowania. Z tureckiej Wysokiej Porty Ottomańskiej przeniesiono do Indii ideę milletów, czyli odrębnych wspólnot religijnych. Był to absurd, ponieważ muzułmanie i hinduiści od wieków żyli w Indiach w symbiozie, a obydwie kultury muzułmańska i hinduistyczna wzajemnie się przenikały. Utworzenie milletów w Indiach wydawało się akademikom z Deobandi dobrym rozwiązaniem. Uważali, że współpraca między wspólnotami religijnymi w Indiach będzie się układała lepiej niż w Imperium Osmańskim.

W 1905 r. brytyjscy kolonizatorzy, zaniepokojeni rosnącymi wpływami Indyjskiego Kongresu Narodowego, zezwolili wyznawcom islamu na założenie Ligi Muzułmańskiej, która od początku była elitarną partią arystokratów, szlachty i burżuazji. Uniwersytet Deobandi nigdy nie uzyskał znaczących wpływów w Lidze. Z chwilą wybuchu I wojny światowej kadra akademicka opowiedziała się po stronie Imperium Osmańskiego i Państw Centralnych, co spowodowało represje ze strony Brytyjczyków. W latach dwuedziestolecoi międzywojennym i podczas II wojny światowej Deobandi był aktywny tylko religijnie. W 1947 r. po powstaniu Pakistanu i Indii Deobandi założył filię w ówczesnej stolicy Pakistanu Karachi, która istnieje tam do dziś.

W latach 1950-1970 Deobandi nie miał wpływu na politykę Pakistanu. Sytuacja zmieniła się w 1977 r., kiedy szef sztabu generalnego pakistańskiej armii, generał Zia ul-Haq, obalił premiera i księcia Zulfikara Ali Bhutto-khana. Zia ul-Haq jako konserwatywny muzułmanin zaczął wspierać Deobandi. Gdy 27 grudnia 1979 r. Związek Sowiecki dokonał inwazji na Afganistan, Deobandi zaczął tworzyć ośrodki pomocy dla afgańskich mudżahedinów. Rządy Pakistanu i Stanów Zjednoczonych wspierały go finansowo. W 1980 r. z inicjatywy Deobandi powstała organizacja Sipah-e-Sahaba, której celem było zwalczanie pakistańskich szyitów. Z biegiem lat zdominowali ją talibowie, a dziś Sipah-e-Sahaba jest siedliskiem zbrodniarzy i terrorystów.

W 1994 r. pakistański wywiad wojskowy ISI stworzył ruch talibów, który miał przywrócić porządek w Afganistanie, a de facto podporządkować ten kraj Pakistanowi. W 1996 r. afgańscy talibowie zdobyli Kabul i rozpoczęli okrutne rządy. W tym samym roku pakistańscy talibowie z inspiracji wywiadu wojskowego ISI i Deobandi założyli Laskhar-e-Jangvi, która w latach 1999-2016  mordowała szyitów i chrześcijan. Na początku XXI w. za sprawą tych dwóch organizacji wzrosła przemoc w Pakistanie. Najgorszy pod tym względem był 2013 r. Talibowie zamordowali wówczas setki szyitów i sporo chrześcijan. W listopadzie 2013 r. terroryści z talibskiej organizacji Sipah-e-Sahaba porwali z domu Saleema Raza, umiarkowanego przywódcę sunnitów w Karachi, który przeszedł na szyizm. Talibowie odcięli mu głowę i wywiesili na moście, który był często uczęszczany (sic!). 3 grudnia 2013 r. pakistańscy talibowie zastrzelili przywódcę szyitów w Karachi, wybitnego uczonego Maulanę Deedara Ali Jalbaniego, oraz całą jego dziesięcioosobową ochronę (sic!). Tego zamachu dokonano kilkadziesiąt metrów przed budynkiem uniwersytetu, na który miał mieć wykład Maulana Deedar Ali Jalbani. Tego samego mięsiąca, 16 grudnia 2013 r., dwóch talibów na motocyklach zastrzeliło w Lahaur bardzo szanowanego i tolerancyjnego szyickiego uczonego Alama Nasir Abbasa Multana, gdy ten wracał samochodem do domu. 1 stycznia 2014 r. talibowie wysadzili w pakistańskim Punjabie autobus pełen turystów (było kilkanaście ofiar), a na trasie Peshawar-Quetta podłożyli bombę w pociągu powodując jego wykolejenie (zginęło 6 osób).

Profesorowie z Deobandi wydają bardzo często fatwy uznające szyitów za heretyków, co powoduje narastającą wobec nich przemoc. Ci intelektualiści dzielą się na dwie grupy. Pierwsza to ludzie uczciwi, którzy są gorliwymi sunnitami i wierzą, że swoimi czynami walczą z szyicką herezją, nieświadomie przyczyniając się do wzrostu przemocy. Druga to cyniczni manipulatorzy, którzy podżegają talibów do zbrodni. Jedni i drudzy zatracili ideały, które były podstawą twórców Deobandi.

W Indiach działają dwie organizację wywodzące się z Deobandi. Pierwsza z nich -Jamiat Ulema-e-Hind – w 1945 r. poparła Indyjski Kongres Narodowy przeciwko Lidze Muzułmańskiej i sprzeciwiała się powstaniu Pakistanu. Druga – Jamiat Ulema-e-Islam i  utworzona przez były członków Jamiat Ulema-e-Hind. Jamiat Ulema-e-Islam utrzymuje dobre stosunki z Pakistanem. Obie te indyjskie organizacje są przeciwne przemocy.

Uniwersytet Deobandi miał na celu podtrzymywanie tożsamości i kultury muzułmańskiej w Indiach. Dziś stał się siedliskiem kłamliwej propagandy i nienawiści, której ofiarą padło już tysiące szyitów i chrześcijan. 11 lat temu doroczna skandynawska konferencja islamskiej partii Hizb ut-Tahrir w Kopenhadze była ogromnym sukcesem. 14 października 2012 r. tysiącom entuzjastycznie nastawionym widzom z Danii i Szwecji zakomunikowane zostało jasne przesłanie: Naszym celem jest, żeby Kalifat objął cały muzułmański świat, łącznie z Hiszpanią  – powiedział szejk Isam Umayrah. Miejscem konferencji było Bella Center w Kopenhadze. Jej organizatorem była Hizb ut-Tahrir, „Partia Wolności”, założona w 1953 r. w Jerozolimie i reprezentowana w ponad 40 krajach na całym świecie. Obecnie liczy sobie ponad milion członków. Od lat 90. XX w. została zdominowana przez uczonych ulemów z Uniwersytetu Deobandi z Karachi, którzy w Kopenhadze założyli filię tej uczelni. Na kopenhaskiej konferencji Sheikh Ismail al-Wahwahi powiedział: wszystkie rządy w muzułmańskich krajach uznajemy uznane za grzeszne i zbrodnicze. Nawet Bractwo Muzułmańskie i były prezydent Egiptu Muhammad Mursi nie reprezentują islamu, ponieważ zaprzedali się kapitalizmowi i Stanom Zjednoczonym. Sheikh Ismail al-Wahwahi potępił także szyizm, nazywając go ,,heretycką sektą” i życzył szyitom, aby ,,spłonęli w piekle”. Niepochlebnie wyraził się na temat swoich dobroczyńców – wahhabicką dynastię Saudów za współpracę z Amerykanami, ale wyraził nadzieję że jako prawowierni wahhabici zrozumieją swój błąd. Wyrażał się pozytywnie o Arabskiej Wiośnie Ludów, twierdząc że to początek na drodze do ustanowienia kalifatu. Według niego celem muzułmanów jest właśnie to. Nie byłby to jednak twór znany z czasów pierwszych czterech prawowiernych kalifów, tylko nowe państwo oparte na doktrynie wahabickiej. Kalifat powinien został ulokowany w jakimś miejscu łatwym do obrony – Egipt, Turcja, Syria, czy Pakistan. Potem przyłączy się do niego sąsiednie kraje. Początkowo na drodze pokojowych rozmów, a jeśli to nie pomoże, to zbrojnie. Sheikh jest bowiem zwolennikiem radykalnego działania. Aby złagodzić wojownicze wypowiedzi Sheikha Ismaila al-Wahwahi, jego rzecznik prasowy Chadi Freigeh powiedział: Zachód nie ma czego się obawiać ze strony Hizb ut-Tahrir. Możemy współegzystować, ale muzułmanie muszą postępować według swoich reguł. Nie chcemy nikomu narzucać swoich praw. Musimy być szczerzy i szanować prawa danego kraju. Ostatecznie kalifat będzie globalny, ale powinno to zostać dokonane za pomocą pokojowych środków. Według Freigeh’a koniec końców każdy będzie chciał kalifatu, który jest najlepszym ustrojem na świecie. Ale to tylko słowa, aby uspokoić zachodnią opinię publiczną.

Czyny europejskich wahhabitów wyglądają już zupełnie inaczej. 15 listopada 2012 r. mieszkańcy niewielkiego duńskiego miasteczka Kokkedal dowiedzieli się ze zdumieniem, że w tym roku na Boże Narodzenie nie będzie już miejskiej choinki. To zbyt kosztowne orzekli radni. Rzecz w tym, że w radzie miejskiej Kokkedalu wahhabici stanowią większość i dlatego nie chcą się zgodzić na chrześcijańskie święta. Sprawa nabrała wielkiego rozgłosu i trafiła pod obrady duńskiego parlamentu. Zainteresowała się nią również telewizja, która chciała nakręcić reportaż o wahhabickiej dominacji w mieście. Nie udało się to jej jednak, gdyż na wóz transmisyjny napadli zamaskowani napastnicy, którzy zniszczyli sprzęt. Dziennikarze musieli ratować się ucieczką. To nie pierwszy przypadek dyskryminacji chrześcijan w Danii. 17 sierpnia 2013 r. w jednej z dzielnic Helsingør 20 duńskich wahhabitów pobiło starszych Duńczyków i zaatakowało patrol policji. Podpalenia, pobicia na ulicy, wybuchy petard, kamienie lecące w okna prześladują mieszkańców tej dzielnicy już od dłuższego czasu. Lider miejscowej społeczności Per Olsen zwrócił się do komendy policji z prośbą o wzmocnienie ochrony porządku na osiedlu. Według słów Olsena policjanci zwyczajnie się boją, mieszkańcy są pozostawieni sami sobie i nie chcą mówić mediom o sytuacji w dzielnicy, gdyż obawiają się wahhabickich represji. Per Olsen się zastanaowiał: Dlaczego oni tak się zachowują? Przecież ich nie obrażamy. Co ich zmusza do tego by nas bić i zastraszać? Gdyby pan Olsen znał wahhabizm, to nie dziwiłby się tak bardzo. Wiedziałby, że wahhabici nie tolerują nikogo, kto ma inne poglądy niż oni. Podczas kampanii wyborczej w Danii w 2011 r. wahhabici zakleili plakaty umiarkowanych sunnickich muzułmanów i muzułmanek, którzy kandydowali do parlamentu. Gdy członkowie sztabów wyborczych umiarkowanych sunnitów rozklejali ponownie plakaty, to zostali napadnięci i brutalnie pobici.

Filia Danish Deobandi w Kopenhadze działa bardzo prężnie. Zaprasza na wykłady uczonych z Pakistanu, którzy wychwalają Arabię Saudyjską, afgańskich i pakistańskich talibów. Danish Deobandi prowadzi się także warsztaty teologiczne, na których propaguje się nienawiść do szyitów, umiarkowanych sunnitów i chrześcijan. Wielu wykładowców wzywa wahhabitów do fizycznej rozprawy z wszystkimi niewiernymi, do palenia irańskich książek z dziedziny filozofii, poezji i teatru, do niszczenia szyickiej księgi Nahdż Al-Balagh oraz chrześcijańskiego Starego i Nowego Testamentu. Danish Deobandi utrzymuje bardzo szerokie kontakty z wahhabickimi środowiskami we wszystkich krajach Europy, gdzie rekrutuje chętnych do dżihadu w Syrii, Somalii i Afganistanie. Danish Deobandi na brak pieniędzy narzekać nie może. Saudyjscy biznesmani zasilają jej konta strumieniami petrodolarów. Wahhabicka Arabia Saudyjska chce bowiem zdominować nie tylko świat islamu, ale także Europę i Stany Zjednoczone. Ma już sukcesy. Saudowie wykupili wiele przedsiębiorstw, hoteli, klubów piłkarskich, galerii handlowych i akcji giełdowych w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji i Niemczech. Mają w tych krajach już dużo do powiedzenia. Jeśli wahabizm będzie nadal rozprzestrzeniać się na świecie, to pewnego dnia obudzimy się w koszmarnej rzeczywistości.

Napisałem wiersz dedykowany pakistańskim szyitom.

                               „Szatan w dolinie Indusu”

Zabijani w meczetach, w autobusach, na bazarach

Chłopiec rozerwany przez bombę miał twarz jak Jason z filmu “Piątek Trzynastego”

Talibowie obrzucili kamieniami potomka Proroka Muhammada

Uśmiechnięty kandydat na premiera ocierając z zadowoleniem usta (jadł kurczaka z ryżem)

powiedział, że ma w dupie mniejszości

Ojciec-Założyciel przewraca się w grobie

1 komentarz do “Degeneracja Uniwersytetu Deobandi”

Dodaj komentarz

Skip to content