Za nami długo wyczekiwana debata przedstawicieli komitetów wyborczych startujących w nadchodzących wyborach parlamentarnych. 9 października w studio TVP spotkali się: Donald Tusk (KO), Mateusz Morawiecki (PiS), Szymon Hołownia (Trzecia Droga), Krzysztof Bosak (Konfederacja), Joanna Scheuring-Wielgus (Nowa Lewica) oraz Krzysztof Maj (Bezpartyjni Samorządowcy).
Jakie padły pytania?
Pytania zawarto w sześciu blokach tematycznych: migracje, wiek emerytalny, świadczenia społeczne, prywatyzacja, bezpieczeństwo i bezrobocie. Jak można zauważyć, cztery z nich pokrywają się z referendum przygotowanym na dzień wyborów. Zresztą sama treść pytań brzmiała jak żywcem z niego wyjęta, nie mówiąc już o tym, w jaki sposób zostały one sformułowane.
W pytaniu o wiek emerytalny podkreślono rzekomy wpływ rządu niemieckiego: „Ścierają się w tej sprawie dwa poglądy, pierwszy odwołuje się do powiązania kwestii wieku emerytalnego z demografią, postulowaną rzekomo przez Niemcy. Strona rządowa skłania się ku powiązaniu wieku emerytalnego ze stażem pracy”, natomiast w kontekście prywatyzacji przypomniano projekt ustawy dot. Lasów Państwowych, który to mieli postulować politycy PO, PSL i SLD. „Wisienką na torcie” było nawiązanie do ujawnionych w programie „Reset” dokumentów Ministerstwa Spraw Zagranicznych z czasów rządów PO-PSL, dotyczących planu obrony kraju.
„Jakich narzędzi zamierzają państwo użyć, żeby poziom bezrobocia utrzymywał się na niskim poziomie?” – brzmiało ostatnie pytanie. Przy okazji Anna Bogusiewicz-Grochowska, współprowadząca debatę wraz z Michałem Rachoniem, nie omieszkała przypomnieć, że za rządów opozycji bezrobocie wynosiło 14,3 proc., a obecnie zmalało do 2,8 proc.
Donald Tusk zaprasza Mateusza Morawieckiego na „solo”
Wniosek po poniedziałkowej debacie można podsumować popularnym w Internecie memem: zawiedziony, ale niezaskoczony. Już w pierwszym bloku tematycznym można było zauważyć, że Mateusz Morawiecki i Donald Tusk woleliby spotkać się „sam na sam”. W wypowiedziach obu polityków pełno było wzajemnych przytyków; obaj w każdym z pytań nawiązywali do swoich partii. Premier wytykał poprzednią kadencję opozycji, a Tusk zwracał uwagę na aktualne afery w szeregach PiS. Nie brakło też osobistych przepychanek. „Nie wiem, co panu, panie premierze Morawiecki, tam nalali do szklanki, jakiś pan agresywny, nie pasuje to do pana…” – zaczął szef PO przy trzeciej odpowiedzi.
Natomiast po wysłuchaniu wszystkich odpowiedzi Mateusza Morawieckiego zastanawiam się, czy ktoś zdołał policzyć, ile razy padło nazwisko Donalda Tuska? Ja doliczyłam się 11. Czy to dużo? Oceńcie sami.
Nie zabrakło także straszenia opozycją. Bo wiecie – jeśli wygra opozycja, to Polska znajdzie się w niebezpieczeństwie (albo rękach zepsutego zachodu). „Ale dzisiaj stoimy przed prostym wyborem: albo Polska pogrążona w kłótni i chaosie, albo mająca rząd sprawny i skuteczny w rozwiązywaniu problemów. Walczmy o Polskę, jest tego warta” – mówił na koniec premier.
To, że Donald Tusk skupił się jedynie na przepychankach słownych z Mateuszem Morawieckim, potwierdził zresztą sam w swojej końcowej wypowiedzi. Wówczas… zaprosił przedstawicieli PiS na debatę 1:1. „I żeby przestać już gadać, kto jest większym tchórzem: jeszcze jest trochę czasu do piątku, przyjdź, może razem z prezesem Kaczyńskim, na prawdziwą debatę, może jednak ze wszystkimi mediami, a nie prowadzoną przez działacza. Będę w piątek czekał w dowolnie wybranym miejscu” – stwierdził.
Kto wygrał debatę? Gdzie dwóch się bije…
Zaraz po zakończeniu debaty w TVP wyemitowano kolejne wydanie „Wiadomości”, gdzie można było usłyszeć opinię eksperta. Przekonywał on, że „debatę wygrał Morawiecki wynikiem 6:0”. Czy aby na pewno? Warto sobie najpierw zadać pytanie, czy w tak sformułowanej debacie z tendencyjnymi pytaniami można w ogóle wskazać zwycięzcę. I tak, i nie.
Donald Tusk i Mateusz Morawiecki poświęcili swoje kilka minut na antenie, aby przekrzykiwać siebie nawzajem. Co prawda również pozostałym zdarzało się kąsać słownie kontrkandydatów, jednak pierwsze pytanie idealnie pokazało, kto przyszedł przedstawić plany swojej partii, a kto jedynie podrzeć koty. Zaskoczyli tutaj Bezpartyjni – grupa, której wiele osób zarzuca powiązania z Prawem i Sprawiedliwością. Krzysztof Maj, jako jeden z nielicznych, odpowiadał treściwie i rzeczowo na zadane mu pytania. Satysfakcję może również odczuć Joanna Scheuring-Wielgus, która swoimi wystąpieniami zaprzeczyła temu, czego obawiał się w ostatnich dniach niemal każdy wyborca Lewicy. Wbrew masowej histerii, która przetoczyła się przez Internet, nie dała się „tak łatwo podejść”.
Szymon Hołownia wykorzystał natomiast to, czego nauczyła go praca w telewizji. Charyzmy nie można odmówić liderowi Trzeciej Drogi. Trzeba też przyznać, że bardzo dobrze zaprezentował się Krzysztof Bosak. Chociaż miał problemy z zapamiętaniem programu wyborczego Konfederacji, co wywnioskować można było z częstego zaglądania do przygotowanej kartki, jego odpowiedzi były dość treściwe.
O tym, kto zyskał najwięcej dzięki debacie, dowiemy się najpewniej dopiero po kolejnych przedwyborczych sondażach.