„Ty za młody jesteś i nie pamiętasz prawdziwych kryzysów. Ty nie powinieneś w ogóle się odzywać, gdy dorośli rozmawiają, a już szczególnie o polityce. Wy to teraz macie życie jak w Madrycie i nie powinniście na nic narzekać, tylko siedzicie w tych swoich komputerach i smartfonach, chcecie żyć za pieniądze rodziców i nie macie prawdziwych problemów. Za moich czasów nie było depresji i jakoś ludzie żyli, ja w twoim wieku już musiałem pracować i rodziców wspierać za to, że mnie wychowali. Ciężko było, ale jakoś sobie radziliśmy. Zajmijcie się nauką, bo ona jest kluczem do waszej przyszłości”.
Spotkaliście się kiedyś z tego typu niezrozumieniem ze strony starszego pokolenia? Bo ja często i znam wiele osób, które z tego powodu przestają interesować się codziennością własnego kraju, a nawet świata. Ba, nawet z otwartych na świat, śmiałych i odważnych młodych ludzi stają się niemrawymi mrukami z lękiem przed podjęciem jakiekolwiek decyzji. Bo „i tak nic nie zmienię” albo „niech inni się tym zajmą”. Jakby to źle nie zabrzmiało, większość starszych od nas osób uważa, że my, młodzi, nie powinniśmy wypowiadać się na tematy polityczne, gdyż nie mamy o tym pojęcia (jakby miliony starszych od nas je miały, gdy bez zastanowienia i sprawdzenia swojego kandydata kreślą krzyżyk przy jego nazwisku). Poprzez generalizację starszych pokoleń jedna z grup społecznych stanowi obraz połowy, a nawet całego pokolenia. Najzabawniejsze jest jednak to, że pouczając nas, sami nie wiedzą, co robią i popełniają te same błędy, przed którymi pieczołowicie nas ostrzegają.
I oczywiście nie można powiedzieć, że pokolenie naszych rodziców czy dziadków nie ma całkowitej racji – wiele osób, nawet mimo świetnych warunków życiowych, nie angażuje się społecznie i lekceważy zauważane na co dzień problemy, bagatelizuje je czy, wręcz dosłownie zatyka uszy, nie chcąc o nich słuchać. Dzieje się tak, gdyż według wielu, liczy się wszystko inne niż wspólny interes kraju czy świata. Wiele osób uważa, że polityka jest zwykłą grandą i parodią, a najbardziej krzywdzące słowa w ich oczach stają się mrzonką. Mimo to jednak nasze pokolenie (mam tu na myśli urodzone mniej więcej w latach 1995-2007) zderza się codziennie ze ścianą, jaką jest dorosłe życie, którego próg już przekroczyliśmy lub stoimy zaraz przed jego wrotami. Coraz bardziej życiowe stają się problemy wzrastających cen, utrzymania mieszkań, samochodów, żywności czy lekarstw. Niektórzy z nas pospieszyli się nieco z dorosłością i mimo młodego wieku sami zostali rodzicami, biorąc na swoje barki obowiązek wychowania kolejnego pokolenia. Niektórzy z nas nie mogą poradzić sobie ze znalezieniem pracy, ukończeniem edukacji czy z problemem samotności. Wielu z nas nie może ułożyć sobie w głowie zawiłości świata i choć nie każdy okazuje to w ten sam sposób, nie możemy pogodzić się z dotykającą nas codziennością. Tak bliskim problemem jest dostępność psychologa czy psychiatry, a szczególnie dziecięcego.
Bo to właśnie staje się jednym z najbardziej dotykających nas problemów, o których nie tylko starsze pokolenie, ale i my sami, nie zawsze jesteśmy świadomi. Są nimi problemy natury psychicznej, które nasiliły się szczególnie w okresie pandemii COVID-19. Stan psychiatrii w Polsce jest na żenująco niskim poziomie, a psychiatria dziecięca wręcz nie istnieje (nie sposób nie wspomnieć o tym, że problem nie powstał od tak – w Polsce od dawna szkoli się za mało psychologów i psychiatrów, a warunki pracy i płace są na tak żenującym poziomie, iż absolwenci tych kierunków wolą pracować w przysłowiowej korporacji niż w wyuczonym zawodzie). W szkołach nie naucza się, co powoduje schorzenia psychiczne i jak je diagnozować, jakie można przyjmować środki, co należy zmienić w swoim codziennym życiu, aby minimalizować objawy swoich problemów. Ktoś powie – od tego jest szkolny pedagog. A ja odpowiem, że chyba dawno nie był w szkole, bo rola szkolnego pedagoga coraz częściej ogranicza się do upominania za złe zachowanie, rozwiązywania bieżących problemów w klasach czy ścigania młodzieży za pokątne palenie. I choć co raz więcej młodych osób ma wyraźne problemy, które są na szczęście nagłaśniane, to problem narasta, a zakrywanie go innymi problemami, czy udawanie, że nie istnieje lub jest marginalny, jeszcze bardziej pogarsza sytuację młodych ludzi, wkręcając ich w co raz to rozleglejszą pętlę, z której ciężko się wydostać. Młodzi ludzie, nie otrzymując choćby krzty zrozumienia i akceptacji, skłonni są poczynić radykalne kroki. Czasami również takie, od których nie ma odwrotu.
Nie tylko problemy psychiczne stanowią narastający problem – choć nie zdajemy sobie sprawy, z roku na rok pogarsza się poziom spożywanej przez nas żywności, której koszty produkcji wzrastają, a ilość i podaż pozostaje taka sama. Zaczynamy sięgać po używki, rozwijają się w nas uzależnienia, nasze życie widzi na horyzoncie błędne koło, do którego za wszelką cenę nie chce wpaść, a do którego nierzadko zmierzamy. Choć istnieją różne utrudnienia w dostępie do używek, a media apelują o ich szkodliwości, jednocześnie prezentują niskoprocentowy alkohol w otoczeniu przyjaznych, sprzyjających okoliczności – wakacje, słońce, plaża, wolność. Nie uważam, że należy uczynić społeczeństwo abstynenckim i niczym rząd Nowej Zelandii zakazać sprzedaży papierosów osobom urodzonym po 1 stycznia 2009 roku. Nie sądzę także, że należy uczynić alkohol, papierosy i narkotyki szeroko dostępnymi, możliwymi do zakupu na każdym rogu po symbolicznej cenie. Wszyscy wiemy jednak, że „zakazany owoc smakuje najlepiej” – im mocniej nam się czegoś zakazuje, tym bardziej chcemy przełamać zakaz i udowodnić sobie i innym, że wiemy lepiej. Pozwolę tu sobie na osobistą dygresję – choć powinienem, zdarza mi się nie stosować do znaków STOP lub ograniczenia prędkości; robię to jednak świadomie, upewniając się 3 razy, czy aby mój nie do końca legalny manewr nie zaszkodzi osobom postronnym i mnie samemu. Czyż nie powinno być tak samo z używkami?
Coś, co możemy zauważyć nie tylko w naszym, ale i starszych pokoleniach, jest głęboka, sięgająca jeszcze czasów przed PRL-owskich, niechęć do aktywnego i biernego działania politycznego, wypowiadania się na jej temat czy choćby rozmawiania o niej, bo jak wiemy, polityka nas, Polaków, dzieli jak nic innego. Może boimy się wykluczenia za nasze poglądy, gdyż nasi znajomi są na przeciwnym biegunie poglądów? Może nie chcemy wypowiadać się na tematy, na które rzekomo nie mamy pojęcia? A może z góry zakładamy, że „to by nic nie dało”, jak rzekł najsłynniejszy polski strongman.
Kto z nas nie ma babci, cioci, wujka czy po prostu rodzica, który po powrocie z pracy siada przed telewizorem (z butelką zimnego pienistego albo przysłowiową gazetą), by w głębi swej świadomości spijać z metaforycznych ust telewizora śmietankę fałszu, nienawiści i hejtu, która zaleczy ich urażone serca. Kto z nas nie słyszał choć raz od bliskiej nam osoby dziesiątek inwektyw w kierunku przeciwnie myślącemu politykowi, a zapytany o powód i sposób na poradzenie sobie z nienawiścią usłyszał tylko „A oni to wszyscy złodzieje, ale na kogoś trzeba głosować”? Rodzice jak rodzice, oni są jeszcze pomiędzy pokoleniami i istnieje szansa, że w pewnym momencie przejrzą na oczy i miast bulwersować się niesprawiedliwością, przejdą do działania. Mnie najbardziej szkoda jest osób starszych, tych, którzy nie mają żadnej możliwości zmienić swojego światopoglądu, wychowanych w trudnych, niewolniczych czasach komunizmu, gdzie każdy wyraz sprzeciwu był brutalnie karany. Sam widzę to po swoich bliskich – choć mówią, że „mają dużo do roboty”, siadają przed kanałem informacyjnym i z drżeniem na twarzy wysłuchują wynaturzeń ubranych w wyprane, świeże garnitury ludzi podających się za dziennikarzy lub polityków obiecujących im „lepsze jutro i naprawienie błędów poprzedników”. Nie mogę przestać dziwić się, że kiedy pytam bliską mi osobę, czy aby popierana przez nią partia nie robi czegoś nie tak, słyszę: „tamci byli gorsi, ten Tusk to zawsze tak powie, żeby wyszło na jego i każdego zaszkaluje”. W kieszeni powinien otworzyć się nóż, a zamiast tego opadają ręce, a głowa opada w geście bezsilności.
Bezsilność. To słowo jest mi szczególnie bliskie, kiedy budzę się i spoglądam na świat. Choć aktywnie udzielam się, zarówno w redakcji Politics Now, a także w lokalnej społeczności, między innymi jako członek Dyskusyjnego Klubu Książki czy wolontariusz, co kilka dni siadam i ze smutkiem stwierdzam, że w niwecz obraca się całe moje działanie, a jego zasadność podważana jest przez bezmyślność ludzi i owczy pęd kapitalistycznych, medialnych maszyn, które za cel stawiają sobie nieznane opinii publicznej założenia. Mimo że przestałem już dawno oglądać telewizję, popierać jakąkolwiek partię i angażować się politycznie w jakąkolwiek działalność niemającą na celu kluczowej zmiany, ta informacyjna sieczka trafia do mnie i niczym szpilka dotykająca nogi żaby z wiersza Zbigniewa Herberta „Pan od przyrody”, nie daje spokoju – prowokuje, podburza, nie pozwala zapomnieć.
Trudne do zrozumienia jest, dlaczego jako naród nie możemy, nawet w obliczu największych dramatów, pojednać się i odłożyć na bok spraw światopoglądowych, by ratować gospodarkę. Dlaczego wolimy tłuc się hasłami niż usiąść do garści statystyk i spróbować zmienić system rządów, jak na przykład Szwajcarzy (mający w swoim kraju demokrację bezpośrednią, która pozwala w konkretny sposób kształtować politykę swojego kraju) czy niedawno Gruzini (po radykalnej podwyżce podatków wyszli na ulice i zmusili rząd do natychmiastowego działania – wycofania decyzji lub rezygnacji z rządzących z urzędów). Osobiście liczyłem, że w związku z wybuchem wojny na Ukrainie nasz naród się pojedna. Ależ ogromne było moje zdziwienie, kiedy każda z partii zawiodła oczekiwania społeczne i wykorzystała dramat milionów ludzi dla swoich politycznych celów.
Jedną z nadziei na zwiększenie świadomości politycznej wśród młodych może być Parlament Młodych Rzeczypospolitej Polskiej, stanowiący swego rodzaju zbiór poglądów przedstawicieli młodego pokolenia, wychowanego już po czasach komunizmu i najcięższych lat terroru. Niektórzy wciąż pamiętają początki światowego kryzysu finansowego, inni jeszcze ostatnie lata pontyfikatu papieża Jana Pawła II czy katastrofę smoleńską. Mimo, iż nasze pokolenie nie pamięta stania w długich kolejkach po podstawowe produkty spożywcze ani pierwszych wolnych wyborów w Polsce, lata naszej młodości również nie były okresem sielanki. Na naszych oczach toczyły się rozliczne wojny na obcych kontynentach, zamachy, tragedie klimatyczne, upadały legendy. Dziś nie możemy powiedzieć, że jest inaczej; obok nas Rosja z szalonym potomkiem carów na czele opanowuje w imię obrony praw mniejszości inny kraj, Chiny w ciągu minuty wyrzucają do Oceanu Spokojnego miliony ton plastiku, z którego utworzyła się ogromna wyspa śmieci, większa trzykrotnie od Polski, w Iranie morduje się ludzi chcących bronić swoich praw, w Korei Północnej przetrzymuje się ludzi w obozach pracy, a w naszym kraju szaleje inflacja, drastyczne wzrosty cen przy milczącej aprobacie połowy wyborców i płowe obietnice rządzących przeplatane słowami pogardy dla drugiego, ciężko pracującego człowieka.
Problemem, który łączy się jednak z tą jakże ważną instytucją, jest zaślepienie poglądami, z którego tak łatwo śmiać się nam, gdy patrzymy na starsze panie słuchające z jakże wielkim zaciekawieniem słów posłów PiS, czy sfrustrowane kobiety domagające się praw liberalizacji ciąży spijające z ust postulaty Lewicy. Przynależenie młodych do młodzieżówek jest dobrym pomysłem na zaktywizowanie młodzieży w sprawy polityki, jednak często partie takie manipulują swoimi młodymi członkami, robiąc z mózgu sieczkę podobną do swoich wyborców, wychowując kolejnych, wiernych, myślących jak partia posłów. Problemem nie jest popieranie tej czy innej partii – problemem staje się brak własnego zdania, które łatwiej zapełnić przygotowanymi przez innych wyniosłymi frazesami. Choć Internet otwiera przed nami rozległe połacie, dzięki którym możemy dowiadywać się coraz więcej, zbliżać się do prawdy negując kłamstwa, poszerzać naszą nieświadomość i rozbudowywać swoje wnętrza; nie wykorzystujemy tego do tych celów, miast tego szczując, grożąc i wyśmiewając przeciwne strony.
Jestem świadom, jak trudne jest porozumienie się wielu przeciwnych sobie stron politycznych, szczególnie w Polsce (jak głosi stare polskie przysłowie: „Gdzie dwóch Polaków, tam trzy zdania”), jednak sądzę, iż kluczowym dla naszego pokolenia powinno być zainicjowanie szerokiego dyskursu społeczno-politycznego mającego na celu porozumienie międzypokoleniowe, naprawienie dotychczasowych błędów i wyprowadzenie naszego kraju na właściwe tory. Nie sposób tu wymieniać spraw, które powinny być natychmiast omówione i rozważone. Nie jest to zadanie łatwe, niektórzy powiedzą wręcz, niewykonalne. Inni rzekną, że zbędne, jeszcze inni, że do niczego nie doprowadzi mimo możliwości zawiązania. Jednakże czy takowy defetyzm ma sens w obliczu kolejnych waśni międzypokoleniowych i czy w ogóle jest zasadny?
Jak wspomniałem, my jako młode pokolenie nie zmienimy niczego, dopóki sami nie spróbujemy się ze sobą dogadać.
Redakcja Politics Now, której jestem kluczowym członkiem, wychodzi naprzeciw temu problemowi, organizując Młodzieżowy Okrągły Stół – inicjatywę mającą w założeniu zebrać wszystkie młodzieżówki partyjne oraz młodzieżowych aktywistów razem, przy jednym „stole”, by bez unikania się, obrażania, pustego wykrzykiwania wtłaczanych przez swoich idoli haseł spróbować odnaleźć jedną, spójną drogę ku naprawie Polski i świata. Bo kto, jak nie my, będziemy działać? Nikt inny. To do nas należy przyszłość, czy się nam to podoba, czy nie.
Na koniec ważne jest zadanie sobie pytania, czym jest dla nas Polska i jak chcemy ją zmieniać. Czy poprzez nawoływanie ku wyborcom, by przejrzeli na oczy przy urnach? Czy poprzez kandydowanie na jeden z urzędów i własnoręczne zmienienie kraju? A może praca w pocie czoła prowadząca do odmienienia się ponurego krajobrazu naszej ojczyzny? Może codzienne wklejanie postów na Facebooka, a może wyjście z domu i wspieranie słabszych, którzy nie mają często „co do garnka włożyć”?
To pytanie z pewnością zada sobie każdy z czytelników, a w jego głowie, mam taką nadzieję, pozostanie retoryczna fraza „Czy mamy wpływ na Polskę”?
Nad korektą czuwał: Paweł Ruszczak
Pingback: I Gala Nagrody im. Andrzeja "Ibisa" Wróblewskiego już w środę - Politics Now