Przejdź do treści
Strona główna » Kim był profesor Aleksander Łuczak i jaka była jego rola w polityce?

Kim był profesor Aleksander Łuczak i jaka była jego rola w polityce?

Przedstawiamy państwu najnowszy felieton Bartka Pusza na temat śmierci profesora Aleksandra Łuczaka oraz jego kariery politycznej artykuł powstał w ramach współpracy z redakcją Politics Now.

Nie żyje profesor Aleksander Łuczak. Polityk, były wicepremier i minister, specjalista od historii polskiego ruchu ludowego, działacz PSL.

Generalnie Łuczak pozostanie na długo symbolem tego, jak bardzo intelektualiści nie radzą sobie w polityce. Nie jest to zasada nie znająca wyjątków, kto zna moje wspominkowe posty, ten wie, jak sprawnym graczem był choćby profesor Geremek. Ale Łuczak sprawnym graczem nie był. Przeciwnie był właśnie przykładem tego, że mającego dużą wiedzę teoretyczną Profesora nader łatwo ograć w małych, partyjnych gierkach. W czasie, gdy Pawlak po raz pierwszy był premierem, Łuczak, jako jego najbliższy współpracownik i w pewnym sensie mentor (między panami było szesnaście lat różnicy wieku) był cały czas przy nim. I został szefem Urzędu Rady Ministrów. To była potężna instytucja, połączenie KPRM, Ministerstwa Administracji i kompetencji kupy innych instytucji (jak kontakty z mniejszościami narodowymi, z kościołami itd.). Przez całą PRL i wczesną trzecią RP jak nie wiedziano, co zrobić z jakąś działką państwa, to wytykano ją do URMu. Pawlak jednak szybko to pierwsze szefowanie rządowi stracił, przeszedł do historii jako premier 33 dni (tak zresztą nazywała się książka, w której Łuczak zawarł wspomnienia z tego okresu, “33 dni premiera Pawlaka”). A potem szybko, po niecałym półtora roku, wrócił do władzy, na dłużej i na pewniejszych zasadach. I wydawało się, że Łuczak, ceniony za wiedzę, kompetencje i lojalność wobec stronnictwa, po raz drugi obejmie to samo stanowisko. Nie objął. Szefem URMu został Michał Strąk, nowy najbliższy zausznik Pawlaka. Strąk to postać dziś całkowicie zapomniana, tymczasem przez cały 1994 rok był być może najbardziej wpływowym politykiem w Polsce. Trzydziestoczteroletni, robiący wrażenie zagubionego w Warszawie premier niespecjalnie panował nad czymkolwiek. Minister, który miał z nim codzienny kontakt, który urzędował z nim dosłownie przez ścianę, a który przy tym znał Warszawkę naprawdę dobrze po tym, jak był wcześniej przez wiele, wiele lat urzędnikiem w różnych instytucjach i doskonale opanował sztukę zakulisowych gierek, podkładania świni, podlizywania się szefostwu itd. – jakoś tam panował. I nie był to dobry czas dla naszego kraju, Rokita powiedział później, że w sposobie, w jaki ekipa Pawlaka likwidowała modernizacyjne rozwiązania wprowadzane wcześniej przez rząd Suchockiej, było coś z radochy małego dziecka niszczącego dla frajdy zabawki.

Łuczak został zaś wtedy wicepremierem i ministrem edukacji. Uznano, że wieloletni wykładowca akademicki nada się na tę funkcję, skoro nie było wtedy osobnego resortu zajmującego się szkolnictwem wyższym. Jako wicepremier miał bardzo niewiele do powiedzenia. SLD, mające większość w Sejmie i w rządzie uznawało, że fakt, że PSL ma premiera powinien mu wystarczyć, wicepremier z tego ugrupowania nie znaczył więc nic. Jako minister edukacji nasz bohater zaś też nie zabłysnął, z dość specyficznego jednakże powodu. Otóż to był czas, kiedy uznawano, że “gimnazja to przyszłość, kto za reformą z gimnazjami, ten światły Europejczyk, a kto przeciw, ten ćwiok”. Zresztą o kilku sprawach dokładnie tak samo wtedy myślano, tak samo podchodzono np. do wprowadzenia powiatów. “Jak jesteś za, to się znasz, a jak nie – to się nie wypowiadaj, bo nie czytałeś”, mainstream dyktowany przez Politykę, Wyborczą itd. tak wtedy wyglądał. A Łuczak był akurat przeciw, chciał poprawiać polską oświatę, ale w ramach systemu z ośmioklasową podstawówką i czteroletnimi liceami. Co nader niewielu rozumiało.

Po kolejnej zmianie rządu, gdy w ramach tej samej koalicji rządzącej Pawlaka zastąpił na stołku premiera Oleksy, Łuczak stracił dotychczasowe funkcje. Edukację wziął SLD, nasz bohater zaś został przewodniczącym Komitet Badań Naukowych. W ciągu kilku lat z jednego z najważniejszych ludzi w kraju spadł na całkowicie trzeciorzędne stanowisko. Chyba sam do końca nie zauważając w jaki sposób tracił wpływy, trochę na zasadzie gotowania żaby.

Swoją drogą mam wrażenie, że profesor Gliński jest dziś kimś takim, a fakt, że pozostaje od lat wicepremierem zawdzięcza wyłącznie osobistej sympatii Kaczora do dawnego współpracownika brata. Trochę szkoda, że nasz system wypłukuje takich ludzi, serio. Choć… pewnie tyczy to każdego systemu gry o władzę.

RIP, Profesorze.

Dodaj komentarz

Skip to content