Joe Biden już teraz przeszedł do historii jako pierwszy prezydent USA, który odwiedził Polskę dwa razy w czasie mniejszym niż rok. Po powszechnej euforii praktycznie większości polskiej sceny politycznej można by wywnioskować, że Biden wraz ze swoją administracją jest wielkim przyjacielem naszego kraju. Jednak czy aby na pewno? Zastanówmy się…
Podejście Republikanów i Demokratów do wojny
Pomimo że Stanami Zjednoczonymi od prawie dwustu lat rządzą naprzemiennie dwie partie o skrajnie różnych poglądach (ostatnim „nie-republikaniem” ani „nie-demokratą” był Millard Fillmore, który z ramienia konserwatywnej partii Wigów rządził w latach 1850-1853), to zasadniczo każdy następny rząd przyjmuje niemal identyczny sposób prowadzenia polityki zagranicznej, jak ich poprzednicy. Od zakończenia II Wojny Światowej doktryna wojenna Stanów Zjednoczonych skupiała się na jak największym zaszkodzeniu i osłabieniu wrogów — w czasie Zimnej Wojny Związku Sowieckiego, jak i również jego sojuszników, gdy ci nie wyrażali chęci na zmianę sojusznika, lub chociaż na spoglądanie przychylniejszym okiem „na zachód”, a bardziej sceptycznym „na wschód”. Tak więc upraszczając, polityka zagraniczna USA była wtedy jednostronnie skierowana i uznawała tylko jednego wroga — Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich, a ujmując rzecz szerzej — przeciwny systemowi kapitalistycznemu komunizm.
Taki stan trwał aż do upadku tzw. Jesieni Ludów, gdy Związek Sowiecki ostatecznie rozpadł się na wiele pomniejszych, niezależnych od partyjnej wierchuszki państw. Wtedy to zabrakło Ameryce jednego, skonkretyzowanego i potężnego wroga. W Rosji, która odziedziczyła większość schedy po ZSRR, zapanowała wówczas skrajna korupcja, zaczął następować stopniowy zanik władzy centralnej; Prezydent Borys Jelcyn praktycznie nie rządził. Wtedy to, wobec niejako braku pomysłu na nową doktrynę, USA przyjęło zadanie tzw. żandarma świata. To pogardliwe określenie oznaczało, tyle że Stany Zjednoczone były skłonne interweniować na każdym zakątku globu, byle tylko zaprowadzić tam swoją władzę, przez Amerykanów zwaną “szerzeniem demokracji”. Doktryna USA straciła swój dawny impet i zdecydowanie w działaniu. Polityków jednoznacznych, pokroju Johna Kennedyego czy Ronalda Reagana zastąpili uwikłany w wiele afer Bill Clinton i nieudolny w swym działaniu George W. Bush Jr. Polityka ta doprowadziła do niechęci względem USA wśród wielu mniejszych, i do tego czasu niepodejmujących działań ofensywnych na skalę światową krajów. Zdarzyło się to niejako przy nieświadomości elity rządzącej.
Era Putina i Jingpinga — Przebudzenie Olbrzymów
Ostateczne przebudzenie dla Stanów Zjednoczonych nadeszło za drugiej kadencji prezydenta Baracka Obamy, gdy Rosja, zarządzana od kilkunastu lat silną ręką przez Władimira Putina, doprowadziła do aneksji Krymu i wojny domowej w Doniecku i Ługańsku. Wtedy to elita polityczna USA zaczęła utożsamiać Rosję z dawnym ZSRS; dążąc niejako do przywrócenia dawnej, zimnowojennej doktryny. Doprowadzili do sankcji względem Kremla i do wzmocnienia znaczenia swoich baz w Europie. Rozpoczęli również o wiele ściślejszą współpracę gospodarczą z krajami Wschodniej Europy. Przy tym wszystkim nie dostrzeżono jednakże większego zagrożenia dla USA — Chińskiej Republiki Ludowej. Po reformach gospodarczych Deng Xiao Pinga, Państwo Środka doświadczyło znacznego wzrostu ekonomicznego. Wiele wiosek rybackich utrzymujących się z drobnego rzemiosła w mgnieniu oka przemieniło się w wielomilionowe metropolie. Zdobyte środki posłużyły im m.in. do budowania swojej pozycji w świecie. Poprzez wykupienie strategicznych gałęzi rynku uzależnili od siebie wiele państw afrykańskich, południowoamerykańskich oraz azjatyckich. Tym samym podważono trwającą od ćwierćwiecza „Pax Americana” – koncepcję relatywnego pokoju w świecie zachodnim, który nastał po upadku Związku Sowieckiego.
Wpływ Donalda Trumpa na zmianę polityki zagranicznej USA
Pierwszym znaczącym politykiem, który zauważył to i przekazał szerszej opinii publicznej w 2016 roku, był republikański kandydat na prezydenta — Donald Trump. Pomimo wielkiego, a zarazem niespodziewanego, sukcesu w wyborach pozostał outsiderem. Swoimi antysystemowymi hasłami, jak np. „osuszyć bagno Waszyngtońskie” czy „więzienie dla [prominentnych] polityków” (m.in. Hillary Clinton), zniechęcił nie tylko konkurentów politycznych, lecz także członków parlamentu wywodzących się spośród jego własnej partii. Mimo to Trump, a za nim jego najzagorzalsi zwolennicy, zaczął wzywać do uznania Chin za największe zagrożenie dla USA. W tym samym czasie wpadł on na pomysł strategicznego przetasowania sojuszy. Zaczął bowiem dążyć do ocieplenia stosunków z Rosją i późniejszego zwrócenia jej przeciw Chinom. Jednakże tu przeszkodziło mu wspomniane wcześniej „bagno Waszyngtońskie”; szczególnie starsi wiekiem politycy postrzegali bowiem Rosję jako jedynego spadkobiercę potęgi ZSRS i niejako dążyli do przywrócenia doktryny sprzed 1989 roku. Trump musiał zarzucić śmiałą ideę; mimo to jednak ziarno zostało zasiane.
Joe Biden — przyjaciel, czy rozsądny polityk?
Po przejęciu Białego Domu przez Partię Demokratyczną i jej reprezentanta Joe Bidena niejako na przekór Trumpowi USA przyjęło politykę antyrosyjską. Uwidoczniło się to szczególnie tuż przed oraz w trakcie wojny rosyjsko-ukraińskiej. I to właśnie jako jedna ze składowych tej polityki uwidoczniła się poprzez dwukrotną wizytę Prezydenta USA w Polsce. Do wybuchu wojny w Tłusty Czwartek, 24 lutego 2022 roku administracja Joe Bidena nie spoglądała przychylnym okiem na rządzoną przez PiS Polskę. Rozpowszechniona bowiem była opinia o Polsce jako kraju, w którym łamie się wszelkie zasady demokracji, podważa wolność sądów oraz prześladuje mniejszości, a do tego utrzymuje napięte relacje ze strategicznym sojusznikiem USA — Izraelem. Jednakże wojna naszych wschodnich sąsiadów zmusiła Stany Zjednoczone do pragmatycznego działania. Głównym celem pierwszej wizyty w naszym kraju było skłonienie Polski do ostrej agitacji wewnątrz Unii Europejskiej, do wzmożenia pomocy finansowej i wojskowej dla Ukrainy co, wobec sceptycyzmu, a wręcz oporu ze strony Francji i Niemiec, było dla Stanów Zjednoczonych kluczowe.
Druga wizyta z kolei wydarzyła się jako pretekst, który umożliwił odwiedzenie prawdziwego celu wyprawy — Kijowa. Polska została jeno podana wcześniej opinii publicznej, aby nie wywołać ostrych kontrowersji, tak na arenie międzynarodowej, jak i wewnątrz samych Stanów Zjednoczonych.
Jednakże czy Stany Zjednoczone w najbliższych latach dalej skupią swe siły przeciw Rosji? To jednak już temat na inny felieton…
Ja tymczasem zapraszam do dyskusji!
Korekta: Łukasz Cieśliński